W polskiej branży IT nagminnie mylone są ze sobą zawody i zadania
informatyka, programisty, technika instalatora, inżyniera oprogramowania, projektanta systemów, a nawet specjalisty w dziedzinie,
dla której tworzone jest dane oprogramowanie. To jakby mieszać
kompetencje sprzedawcy samochodów z umiejętnościami budowniczego, który
zbudował sklep z samochodami, architekta samochodowych salonów
sprzedaży, a nawet kierowcy – bo przecież wszyscy „mają coś wspólnego z
motoryzacją”.
Skutki tych nieporozumień widać gołym okiem. W większości ogłoszeń o
pracy dla informatyków wymaga się od kandydatów – zupełnie bez potrzeby –
wyższego wykształcenia. Programista aplikacji mobilnych, znający język
programowania Java oraz system operacyjny Android, ma z tytułu inżyniera
albo magistra inżyniera tyle korzyści, ile murarz zbrojarz z dyplomu
inżyniera budownictwa, czyli zero.
Nie potrzeba tytułu magistra, aby być administratorem systemów,
budować witryny www czy wykonywać standardowe prace przy obsłudze i
budowaniu systemów IT. Powierzanie osobom po cztero- lub pięcioletnich
studiach zadań, do których wystarczy nauka roczna czy dwuletnia, to
ogromne marnotrawstwo.
Wśród informatyków, którzy naprawdę mają ambicje pracy w charakterze
informatyków inżynierów, a nie techników, rodzi to frustracje. „Czy po
to uczyłem się przez cztery lata informatyki, żebym teraz miał pisać
trochę kodu w Phytonie albo budować witryny w WordPress?” – narzekają
absolwenci wyższych studiów.
Co powinni umieć fachowcy IT?
Pracodawcy nie bardzo wiedzą, czego naprawdę potrzebują, więc na
wszelki wypadek domagają się od pracowników zarówno ogólnego, wyższego
wykształcenia informatycznego, jak i szczegółowych, drobiazgowych
umiejętności technicznych. To powoduje, że przedmioty informatyczne lub z
zakresu inżynierii oprogramowania nie są wśród studentów zbyt
popularne. Zgodnie z preferencjami pracodawców, cenione są bardziej
kursy modnych i szeroko stosowanych technologii niż wiedza ogólna i
teoretyczna.
Trzeba jednak pamiętać, że IT nie jest tym samym co informatyka. IT
to przede wszystkim umiejętność zastosowania rozwiązań informatycznych w
biznesie, dziedzina interdyscyplinarna.
Tak naprawdę fachowcom IT potrzebne są dwa rodzaje umiejętności: te
czysto techniczne oraz szersze, obejmujące jak największy zakres
inżynierii oprogramowania. Z punktu widzenia potrzeb przemysłu IT to są
odmienne rodzaje wiedzy, inne umiejętności, tak jak w budownictwie
potrzebni są architekci, projektanci, inżynierowie różnych typów,
technicy, fachowi robotnicy.
Technicy IT nie potrzebują wyższych studiów – to przesąd z czasów,
kiedy informatyka nie była jeszcze masowym przemysłem IT. Na razie nasi
pracodawcy tego nie wiedzą i dlatego studenci muszą pozyskiwać te
detaliczne, modne w danej chwili certyfikaty, „łapać” popularne
technologie, bo inaczej nie dostaną pierwszej pracy.
Odczuwany i deklarowany przez branżę IT brak fachowców można znacznie
złagodzić, zatrudniając do wielu prac techników IT, z jedno- dwuletnim
wykształceniem policealnym, zamiast magistrów po cztero- pięcioletnich
studiach. Pozwoliłoby to także uzyskać skok jakości i wydajności w wielu
obszarach IT, bo inżynierowie oprogramowania, zamiast programować,
konfigurować systemy albo robić kopie zapasowe, zajęliby się
udoskonalaniem procedur, projektowaniem architektury, inżynierią wymagań
czy najlepszymi sposobami zapewnienia jakości.
Skąd brać techników IT?
W Polsce, jeśli chodzi o kształcenie techników IT, oferta szkól
policealnych jest uboga i mało konkretna. Zawód zwany przez wiele szkół
policealnych obiecująco „technikiem informatykiem” daje wiedzę szeroką,
ale zbyt powierzchowną. Poza tym jest trochę kursów z zakresu grafiki
komputerowej i tworzenia witryn www, ale przecież to jedynie maleńka
cząstka tego, co naprawdę potrzebne jest w przemyśle IT.
Brać przykład ze Szwecji
Obecnie gospodarka szwedzka jest bardziej intensywna technologicznie i
bardziej zorientowana na eksport niż polska. Obserwując jej dzisiejsze
potrzeby, można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jakie za kilka
lat będą potrzeby naszej gospodarki.
Przełożenie potrzeb szwedzkiej gospodarki na funkcjonowanie systemu
edukacji mogłem obserwować osobiście. Kilkakrotnie w latach 2011–2014
brałem udział w tworzeniu i realizowaniu programów dla szwedzkich szkół
policealnych. W szkole „Nackademin” (nackademin.se ) współrealizowałem
półtoraroczny kurs dla testerów oprogramowania oraz dwuletni kurs dla
inżynierów wymagań (analityków). W Polsce ten ostatni kierunek
uwzględnia program studiów magisterskich tylko jednej uczelni (!).
Dlatego u nas, z konieczności, wymaganiami zajmują się – lepiej lub
gorzej (zwykle gorzej) – kierownicy projektów, analitycy biznesowi,
programiści, a niekiedy nawet… testerzy. A w Szwecji – dwuletnie studia
policealne! I trzeba dodać, ze w zeszłym roku 85% absolwentów tego
kierunku znalazło zatrudnienie jeszcze w czasie trwania nauki. Czyli
szwedzki przemysł IT czekał na nich z otwartymi ramionami.
Z kolei w nowo powstałej szkole „Agile Academy” (agileacademy.se),
uczestniczyłem w tworzeniu pierwszego w Europie systemu rocznych kursów
dla osób – nie programistów – mających w projektach prowadzonych
metodykami agile pełnić role testerów, właścicieli produktów i scrum
masterów.
Więcej na ten temat: http://uniwersytet-otwarty.edu.pl/szwecja.html
O poziomie edukacji techników z zakresu IT w Szwecji można się
przekonać, korzystając z wyszukiwarki kursów IT w szkołach policealnych
(www.yhguiden.se). W samym tylko rejonie sztokholmskim znajdziemy 43
(tak, czterdzieści trzy!) specjalności. Dzięki temu młodzi ludzie
znajdują pracę w IT, nie będąc zmuszani do inwestowania w kosztowne i
długotrwałe studia magisterskie (mogą je wybrać później), a przemysł IT
dostaje szybko pracowników, których potrzebuje. Wysokie wymagania
jakościowe wobec szkół zmniejszają ryzyko, że takimi szkoleniami zajmą
się osoby i firmy niekompetentne.
Na marginesie: IT tworzyli geniusze
W początkach IT – mam na myśli lata 40. i 50. zeszłego wieku – tworzenie programów było rodzajem rzemiosła, tyle że z powodu swego zawiłego i matematycznego charakteru oraz ekskluzywności branży rzemieślnikami byli wybitni matematycy, fizycy, inżynierowie. Inteligencja i wysokie kwalifikacje ogólne tych rzemieślników gwarantowały, że radzili sobie dobrze nawet wtedy, gdy brakowało im metod i procedur. Umieli je stwarzać sobie na bieżąco, w miarę potrzeby.
Informatyka zmieniła się od tego czasu z dyscypliny akademickiej oraz rozrywki nielicznych geniuszy matematycznych w powszechny przemysł informatyczny, którego wielomilionowa armia pracowników tworzy i współtworzy produkty wykorzystywane przez wielomiliardową populację mieszkańców Ziemi.
Tylu geniuszy nie ma na świecie, więc programy muszą pisać,
konfigurować, utrzymywać i budować zwykli śmiertelnicy. Muszą, co
jeszcze trudniejsze, robić to i szybko, i skutecznie, i niezawodnie.
Nawet geniusze współczesnego IT nie są już geniuszami informatyki ani
matematyki, lecz wzornictwa (np. Steve Jobs), świetnego marketingu
niezbyt oryginalnych pomysłów (np. Zuckerberg) albo projektowania pod
kątem potrzeb klienta (twórcy Google).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz