niedziela, 14 sierpnia 2016

Potrzebni są technicy i administratorzy

W polskiej branży IT nagminnie mylone są ze sobą zawody i zadania informatyka, programisty, technika instalatorainżyniera oprogramowania, projektanta systemów, a nawet specjalisty w dziedzinie, dla której tworzone jest dane oprogramowanie. To jakby mieszać kompetencje sprzedawcy samochodów z umiejętnościami budowniczego, który zbudował sklep z samochodami, architekta samochodowych salonów sprzedaży, a nawet kierowcy – bo przecież wszyscy „mają coś wspólnego z motoryzacją”.


Skutki tych nieporozumień widać gołym okiem. W większości ogłoszeń o pracy dla informatyków wymaga się od kandydatów – zupełnie bez potrzeby – wyższego wykształcenia. Programista aplikacji mobilnych, znający język programowania Java oraz system operacyjny Android, ma z tytułu inżyniera albo magistra inżyniera tyle korzyści, ile murarz zbrojarz z dyplomu inżyniera budownictwa, czyli zero.

Nie potrzeba tytułu magistra, aby być administratorem systemów, budować witryny www czy wykonywać standardowe prace przy obsłudze i budowaniu systemów IT. Powierzanie osobom po cztero- lub pięcioletnich studiach zadań, do których wystarczy nauka roczna czy dwuletnia, to ogromne marnotrawstwo.

Wśród informatyków, którzy naprawdę mają ambicje pracy w charakterze informatyków inżynierów, a nie techników, rodzi to frustracje. „Czy po to uczyłem się przez cztery lata informatyki, żebym teraz miał pisać trochę kodu w Phytonie albo budować witryny w WordPress?” – narzekają absolwenci wyższych studiów.




Bardzo trafne spostrzeżenia. Większa rzesza pracodawców jak i układających plany edukacji w Polsce powinna się z tym artykułem zapoznać. Dzięki za ten artykuł!

Co powinni umieć fachowcy IT?

Pracodawcy nie bardzo wiedzą, czego naprawdę potrzebują, więc na wszelki wypadek domagają się od pracowników zarówno ogólnego, wyższego wykształcenia informatycznego, jak i szczegółowych, drobiazgowych umiejętności technicznych. To powoduje, że przedmioty informatyczne lub z zakresu inżynierii oprogramowania nie są wśród studentów zbyt popularne. Zgodnie z preferencjami pracodawców, cenione są bardziej kursy modnych i szeroko stosowanych technologii niż wiedza ogólna i teoretyczna.

Trzeba jednak pamiętać, że IT nie jest tym samym co informatyka. IT to przede wszystkim umiejętność zastosowania rozwiązań informatycznych w biznesie, dziedzina interdyscyplinarna.
Tak naprawdę fachowcom IT potrzebne są dwa rodzaje umiejętności: te czysto techniczne oraz szersze, obejmujące jak największy zakres inżynierii oprogramowania. Z punktu widzenia potrzeb przemysłu IT to są odmienne rodzaje wiedzy, inne umiejętności, tak jak w budownictwie potrzebni są architekci, projektanci, inżynierowie różnych typów, technicy, fachowi robotnicy.

Technicy IT nie potrzebują wyższych studiów – to przesąd z czasów, kiedy informatyka nie była jeszcze masowym przemysłem IT. Na razie nasi pracodawcy tego nie wiedzą i dlatego studenci muszą pozyskiwać te detaliczne, modne w danej chwili certyfikaty, „łapać” popularne technologie, bo inaczej nie dostaną pierwszej pracy.

Technicy IT zwiększają wydajność firm

Odczuwany i deklarowany przez branżę IT brak fachowców można znacznie złagodzić, zatrudniając do wielu prac techników IT, z jedno- dwuletnim wykształceniem policealnym, zamiast magistrów po cztero- pięcioletnich studiach. Pozwoliłoby to także uzyskać skok jakości i wydajności w wielu obszarach IT, bo inżynierowie oprogramowania, zamiast programować, konfigurować systemy albo robić kopie zapasowe, zajęliby się udoskonalaniem procedur, projektowaniem architektury, inżynierią wymagań czy najlepszymi sposobami zapewnienia jakości.

Skąd brać techników IT?

W Polsce, jeśli chodzi o kształcenie techników IT, oferta szkól policealnych jest uboga i mało konkretna. Zawód zwany przez wiele szkół policealnych obiecująco „technikiem informatykiem” daje wiedzę szeroką, ale zbyt powierzchowną. Poza tym jest trochę kursów z zakresu grafiki komputerowej i tworzenia witryn www, ale przecież to jedynie maleńka cząstka tego, co naprawdę potrzebne jest w przemyśle IT.

Brać przykład ze Szwecji

Obecnie gospodarka szwedzka jest bardziej intensywna technologicznie i bardziej zorientowana na eksport niż polska. Obserwując jej dzisiejsze potrzeby, można z dużym prawdopodobieństwem przewidzieć, jakie za kilka lat będą potrzeby naszej gospodarki.

Przełożenie potrzeb szwedzkiej gospodarki na funkcjonowanie systemu edukacji mogłem obserwować osobiście. Kilkakrotnie w latach 2011–2014 brałem udział w tworzeniu i realizowaniu programów dla szwedzkich szkół policealnych. W szkole „Nackademin” (nackademin.se ) współrealizowałem półtoraroczny kurs dla testerów oprogramowania oraz dwuletni kurs dla inżynierów wymagań (analityków). W Polsce ten ostatni kierunek uwzględnia program studiów magisterskich tylko jednej uczelni (!). 

 Dlatego u nas, z konieczności, wymaganiami zajmują się – lepiej lub gorzej (zwykle gorzej) – kierownicy projektów, analitycy biznesowi, programiści, a niekiedy nawet… testerzy. A w Szwecji – dwuletnie studia policealne! I trzeba dodać, ze w zeszłym roku 85% absolwentów tego kierunku znalazło zatrudnienie jeszcze w czasie trwania nauki. Czyli szwedzki przemysł IT czekał na nich z otwartymi ramionami.

Z kolei w nowo powstałej szkole „Agile Academy” (agileacademy.se), uczestniczyłem w tworzeniu pierwszego w Europie systemu rocznych kursów dla osób – nie programistów – mających w projektach prowadzonych metodykami agile pełnić role testerów, właścicieli produktów i scrum masterów.


O poziomie edukacji techników z zakresu IT w Szwecji można się przekonać, korzystając z wyszukiwarki kursów IT w szkołach policealnych (www.yhguiden.se). W samym tylko rejonie sztokholmskim znajdziemy 43 (tak, czterdzieści trzy!) specjalności. Dzięki temu młodzi ludzie znajdują pracę w IT, nie będąc zmuszani do inwestowania w kosztowne i długotrwałe studia magisterskie (mogą je wybrać później), a przemysł IT dostaje szybko pracowników, których potrzebuje. Wysokie wymagania jakościowe wobec szkół zmniejszają ryzyko, że takimi szkoleniami zajmą się osoby i firmy niekompetentne.

Na marginesie: IT tworzyli geniusze

W początkach IT – mam na myśli lata 40. i 50. zeszłego wieku – tworzenie programów było rodzajem rzemiosła, tyle że z powodu swego zawiłego i matematycznego charakteru oraz ekskluzywności branży rzemieślnikami byli wybitni matematycy, fizycy, inżynierowie. Inteligencja i wysokie kwalifikacje ogólne tych rzemieślników gwarantowały, że radzili sobie dobrze nawet wtedy, gdy brakowało im metod i procedur. Umieli je stwarzać sobie na bieżąco, w miarę potrzeby.
Informatyka zmieniła się od tego czasu z dyscypliny akademickiej oraz rozrywki nielicznych geniuszy matematycznych w powszechny przemysł informatyczny, którego wielomilionowa armia pracowników tworzy i współtworzy produkty wykorzystywane przez wielomiliardową populację mieszkańców Ziemi.

Tylu geniuszy nie ma na świecie, więc programy muszą pisać, konfigurować, utrzymywać i budować zwykli śmiertelnicy. Muszą, co jeszcze trudniejsze, robić to i szybko, i skutecznie, i niezawodnie. Nawet geniusze współczesnego IT nie są już geniuszami informatyki ani matematyki, lecz wzornictwa (np. Steve Jobs), świetnego marketingu niezbyt oryginalnych pomysłów (np. Zuckerberg) albo projektowania pod kątem potrzeb klienta (twórcy Google).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz